Powered by GetYourGuide



Home relacja Australia i Nowa Zelandia odcinek 1 (relacja czytelnika)
Australia i Nowa Zelandia odcinek 1 (relacja czytelnika)

Australia i Nowa Zelandia odcinek 1 (relacja czytelnika)

Dzień 5 – Sydney

Dziś będzie troszkę mniejszy wpis, bo dzień był jakby trochę luźniejszy. Nie wiem jak to wyszło, bo robiłem mniej, ale wszystko zajmowało więcej czasu i efektem tego jest, że mam mniej do opisana. Nie wszystko poszło też według planu. No ale do rzeczy.
Wychodząc z hostelu sam się zdziwiłem jaka piękna dziś pogoda! Prawie żadnej chmurki na niebie, 26 stopni – żyć nie umierać. Pierwsza decyzja, to że zanim zacznę realizować plan dzisiejszego dnia, muszę obejść Circular Quay i zrobić zdjęcia operze i okolicy, żeby były w “albumie” w ładniejszej aurze. Przyjeżdżam na stację, a tu pierwsze zaskoczenie. W robieniu zdjęć operze z nabrzeża przeszkadza mała rzecz… a w zasadzie niezwykle duża.

IMGP6377res

Jest to Diamond Princess, która dziś przycumowała w Circular Quay i przyjmowała pasażerów na pokład. Jeżeli wierzyć Wikipedii, została wybudowana w 2004 roku w Japonii za pół miliona dolarów. Ma 13 pokładów i zabiera 2670 pasażerów i 1100 członków załogi. No ale skoro stoi, to trzeba ją też uwiecznić.

Powered by GetYourGuide

IMGP6387res

Później kilka zdjęć polepszających wrażenie jakie pozostawiła po mnie Opera. Im lepsza pogoda, tym ona też lepiej wygląda.

IMGP6407res

IMGP6428res

Harbour Bridge też jakby ładniejszy

IMGP6404res

Pora wracać do egzekwowania mojego dzisiejszego planu, a pierwszym jego punktem jest wycieczka promem do Taronga ZOO celem spotkania kangura. Po drodze jeszcze zdjęcie w kierunku miasta.

IMGP6452res

Wychodząc z promu są dostępne trzy możliwości – kolejka gondolowa do głównego wejścia (nie wiem czy płatna), autobus do głównego wejścia i trzyminutowy spacerek do wejścia dolnego. Nie wiedząc do końca o co chodzi wybrałem trzecią opcję – to był błąd. Jedźcie gondolą lub autobusem. “Dolne wejście” to tak na prawdę wyjście, które zmodyfikowano, tak że można teraz także tam wchodzić. Całe Taronga ZOO położone jest na malowniczym wzgórzu, oznacza to że zwiedzać będzie trzeba pod górkę, co jest zasadniczo trudniejsze niż z niej schodzenie. Dodatkowo, wszystkie oznaczenia na trasach są tak jak by od drugiej strony, więc zanim się zorientowałem co i jak minęła dobra chwila.

W zasadzie sam nie wiem czego oczekiwałem… chyba wyrosłem z ogrodów zoologicznych, dookoła mnie same dzieciaki z rodzicami i wycieczki szkolne. Oprócz tego kilku turystów. W ZOO jest wszystko, łącznie ze słoniami, dużymi kotami i małpami wszelkiej maści. Nastawiałem się, że będzie jednak bardziej Aussie. Na faunę Australijską poświęcono niewielki fragment powierzchni. Co ratuje to miejsce w moich oczach, to fakt że część z niej jest “interaktywna”. Np. do kangurów i wallaby można wejść i zobaczyć jak skaczą obok Ciebie. Wiem, że koale już były, ale tej nie mogłem się oprzeć – kto tak nie wygląda jak wstaje do pracy? ;)

IMGP6504res

Na wybiegu teoretycznie kangurów i wallaby miałem pecha – trafiłem na same te drugie. Jedne od drugich odróżnia przede wszystkim kształt pyska, poza tym wielkość – część kangurów jest sporo większa od wallaby. Poza tym ciężko mi jest rozróżnić jedne od drugich.

IMGP6516res

Prawdziwe kangury znalazłem na ich osobnym wybiegu. Kangury są zwierzętami które są aktywne w dwóch porach doby – w kilku godzinach przed i po wschodzie słońca, oraz kilka godzin przed i po zachodzie słońca. W nocy śpią, a w dzień odpoczywają chowając się przed słońcem w cieniu. Nie inaczej było dziś.

IMGP6535res

Widziałem też dziobaka (w życiu bym nie pomyślał, że te zwierzęta są takie małe!) i kilka gatunków gryzoni australijskich, jednak na ich wybiegach było tak ciemno, że żadne zdjęcia nie miały szans wyjść. Wombat gdzieś się przede mną schował, a diabeł tasmański spał za brudną szybą.
Ostatnią fajną rzeczą jaką widziałem w Taronga były pingwiny. Do Australii dociera najmniejszy ich gatunek – pingwiny małe. Mają tylko 40 cm wzrostu.

IMGP6568res

Powrót oczywiście promem, w Circular Quay zmiana promu na kolejny, tym razem do Cockatoo Island, który jest następnym celem dzisiejszego dnia. Wyspa ta leży w głębi zatoki Sydney. Z drugiej strony, Sydney wygląda tylko trochę inaczej:

IMGP6590res

Od 1839 roku, przez ponad 30 lat Cockatoo Island była najostrzejszym więzieniem w Nowej Południowej Walii. Tu trafiali wszyscy recydywiści, którzy zostali wysłani do kolonii za karę. Od 1857 roku wyspa działała jako jedna z największych australijskich stoczni. W 1991 roku stocznia ostatecznie przestała działać, a miejsce to jakby zatrzymało się w czasie. Wszystkie budynki zostały, część maszyn również. Wrażenie jest dziwne, bo wyspa robi wrażenie wymarłej. Przechodząc się po niej miałem wrażenie że była by idealną mapą do niejednej komputerowej strzelaniny ;) Od 3 lat wyspa jest wpisana na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Oto kilka zdjęć wyspy:

Hala do budowy turbin

IMGP6595res

“Wielki dźwig”:

IMGP6600res

Suche doki

IMGP6613res

Pozostałości więzienia

IMGP6619res

Ogólnie miejsce ciekawe – wydaje mi się, że z gatunku tych, które można lubić lub nie, ale na pewno nie zostawia miejsca na obojętność.
Ostatnim punktem dnia miał być Pylon Lookout, czyli wejście na jeden z pylonów Sydney Harbour Bridge z pięknym widokiem w stronę opery. Wymyśliłem, by dostać się tam przed zachodem słońca i zrobić zdjęcia zarówno dzienne, jak i nocne. Niestety Pylon Lookout jak się okazało czynny jest tylko od 10 do 17. Nie rozumiem tego kompletnie, ale cóż. Normalnie wejście kosztuje 11 AUD.

Pozostało mi wykorzystać światło zachodzącego słońca i zrobić jeszcze kilka zdjęć przed nadejściem zmroku.

IMGP6632res

IMGP6651res

Dodam jeszcze, że Sydney Harbour Bridge udostępnia dwie atrakcje – jedna to wspomniany Pylon Lookout, a druga to Bridge Climb, czyli wspinanie się na most. Zwiedzający ubierani są w stroje robocze, sprzęt alpinistyczny i oprowadzani są przez przewodnika po zakamarkach mostu słuchając jego historii i ciekawostek. Zwiedzanie zwieńcza przejście mostu po jego górnej krawędzi. Na pewno niezapomniane wrażenie, ale widząc cenę 218 AUD musiałem sobie darować. Dodam, że chętnych nie brakowało – co chwilę widać na moście kolejną grupkę “wspinaczy”.

Słońce zachodziło niemiłosiernie długo, pewnie też dlatego że pojawiłem się na moście za wcześnie. W międzyczasie miałem okazję obserwować odcumowanie i wypłynięcie Diamond Princess

IMGP6705res

Czekanie na ciemność było jak obserwowanie schnącej farby, ale chyba było warto.

IMGP6722res

IMGP6733res

IMGP6742res

Dzień 6 – Sydney

To będzie specjalny dzień, który się rozpocznie od dużego “kopa”. Zacznijmy od tego, że jak poprzednio moją bazą wypadową było Circular Quay, tak dziś będę bazował w Darling Harbour, czyli sąsiedniej zatoczce. Rano pogoda nie zachęcała do wychodzenia z hostelu, ale atrakcja którą mam zaplanowaną nie będzie czekać – zacznie się punktualnie o 11.45. Do Darling Harbour najprościej z dworca Central dostać się “light railway”, po naszemu po prostu tramwaj ;) Z tramwajów można korzystać w ramach karty MyMulti, a jeżeli ktoś nie ma, to bilet kupuje się u konduktora w wagonie.

Darling Harbour to kolejne centrum rozrywkowe Sydney – zatoka otoczona jest barami, dyskotekami, ale także muzeami i atrakcjami turystycznymi, znajduje się tu także centrum handlowe. Nie będę Was męczył słabymi zdjęciami z ranka, więc od razu pokazuję te ładniejsze, zrobione po południu, gdy słońce wyszło zza chmur :) opis wydarzeń zachowam jednak chronologicznie. Oto Darling Harbour:

IMGP7158res

IMGP6788res

A teraz nietypowy przybysz ;) Z okazji festiwalu Sydney, który właśnie trwa (3 tygodnie wydarzeń artystycznych w całym mieście). W Darling Harbour pojawiła się wielka żółta… kaczuszka :) Jest to świetna promocja dla miasta, każdy chciał mieć z nią zdjęcie.

IMGP7202res

Pora na zapowiadaną wcześniej lotniczą atrakcję. Na trzecim piętrze centrum handlowego Darling Harbour znajduje się jeden ze sklepów Flight Experience.

IMGP6776res

Oprócz gadżetów Boeinga, które można w nim kupić znajduje się tam także pełnowymiarowy symulator Boeinga 737-800. Każdy kto chce może stać się kapitanem 737! Oto jak wygląda sklep w środku

IMGP6783res



Moja rodzinka wiedząc o tym sprawiła mi prezent imieninowy w postaci kuponu na 60 minutowy lot za co w tym miejscu serdecznie im dziękuję! Lot był zarezerwowany już dwa miesiące temu. Flight Experience wysłało mi pocztą tradycyjną kartę pokładową, którą należy pokazać przy wejściu do symulatora. Oczywiście spotkanie należy wcześniej zarezerwować.

Nie mija chwila przychodzi do mnie mój dzisiejszy pierwszy oficer, Phillip który pomoże mi w opanowaniu 737. Phillip lata samolotami komercyjnymi już od 23 lat, ostatnie 3 lata przepracował jako pilot w australijskiej linii lotniczej której nazwy nie chciał zdradzić właśnie na 737NG. Krótkie omówienie co dziś się wydarzy – mamy przed sobą nieruchomy symulator bardzo wiernie odwzorowujący wnętrze kokpitu Boeinga 737NG. Tak na prawdę jest na tyle dokładny, że ma certyfikat dopuszczenia do ćwiczenia na nim lotu na instrumentach. Nasza zabawa będzie polegała na kilku startach i lądowaniach na wybranych przeze mnie lotniskach. Samolot pilotować będę ja, Phillip będzie mi dawał instrukcje co robić w danym momencie oraz będzie pomagał gdybym się zgubił. Pora zasiąść w lewym fotelu – adrenalina krąży we krwi :)

Jeszcze jedno pamiątkowe zdjęcie… kapitan Robak ;)

Captain Phillip A08439-8Ares

… i lecimy. Będziemy dziś ćwiczyć starty i lądowania 737 na lotniskach Queenstown, Hong Kong Kai Tak i Sydney. Nie szło tak łatwo jak na Flight Simmulatorze, ale wszystkie loty udało się zakończyć bez rozbijania maszyny :) Wrażenia nie do opisania dla fana lotnictwa. Jeżeli będziecie mieli okazję to polecam, mają kilka oddziałów w Australii, ale nie tylko. Godzina lotu minęła mi w oka mgnieniu, podziękowanie dla “pierwszego oficera”, odbiór pamiątkowego zdjęcia i nagrania całego lotu na DVD i pora zwiedzać dalej, choć wrażenia były takie, że motywacja do łażenia po mieście jakby mniejsza ;) Jeżeli jesteście zainteresowani Flight Experience zapraszam na ich stronę Internetową. http://www.flightexperience.com.au/. Swoją drogą Flight Experience to franczyza, ciekawe czy w Polsce by się nie przyjął taki symulator – choćby nawet jeden w jakimś centrum handlowym, na pewno nie jedna osoba z tego forum była by tam częstym gościem, poza tym to fajny pomysł na prezent ;)

Było obiecane lotnictwo, pora zwiedzać dalej. W rejonie Darling Harbour jest kilka atrakcji – między innymi Sydney Aquarium, Sydney Wildlife, Madame Tussauds Sydney i Australijskie Muzeum Morskie. Ja planuję zobaczyć pierwsze i ostatnie.

Znalezienie akwarium nie robi żadnego problemu, odbiór wcześniej opłaconych przez internet biletów także. Problemem natomiast jest ilość ludzi – zwiedza się praktycznie cały czas przeciskając przez tłum, co gorsza tłum z dziećmi, w tym wieloma jeszcze w wózkach – często nie ma jak przejść. Niestety z wielu zdjęć jakie zrobiłem tylko kilka wyszło jako tako, by się z Wami nimi podzielić. Akwarium duży nacisk kładzie na faunę australijską – gości od razu po wejściu wita zbiornik z dziobakami. Oczywiście jak zawsze w tego typu miejscach największą furrorę robiły szklane tunele pod zbiornikami z rekinami.

IMGP6833res

W jednym z nich przepłynął nade mną… no właśnie… lew morski? Pomóżcie jeżeli wiecie

IMGP6848res

Na końcu udało mi się zrobić jeszcze zdjęcie dużego zbiornika z rekinami

IMGP6901res

I tyle… oczywiście, akwariów było dużo więcej, ale większość nie robiła specjalnego wrażenia. Ogólnie, jeżeli nie jesteś fanem akwarystyki to nie polecam tego miejsca. Są fajniejsze akwaria, a to dodatkowo jest drogie.
Kolejnym punktem planu na dziś jest odwiedzenie Tower Eye.

IMGP6920res

Na powyższym zdjęciu oprócz Tower Eye widzicie kolejkę Monorail która wije się między budynkami w samym centrum. Co ciekawe ta wybudowana w połowie lat 80-tych XX wieku kolejka, z końcem czerwca przestanie działać. Władze Sydney podjęły decyzję o jej zdemontowaniu i zastąpieniu jej tańszymi w utrzymaniu tramwajami. Ma to też umożliwić przebudowę centrum wystawowego Sydney przez które przejeżdża kolejka.
Zanim dotarłem do wieży, zboczyłem nieco z kursu zahaczając o Hyde Park. Moją uwagę przyciągnęła fajna fontanna

IMGP6940res

oraz Katedra Św. Marii znajdująca się tuż za parkiem

IMGP6953res

Do Tower Eye wchodzi się przez centrum handlowe z którego “wyrasta” wieża. Z poziomu ulicy należy wjechać jeszcze dwa piętra do góry schodami ruchomymi i znaleźć słabo oznaczone wejście do atrakcji. Wizyta rozpoczyna się od krótkiego filmu pokazującego Sydney z lotu ptaka w kinie 4D, czwarty wymiar to oprócz standardowego trójwymiaru efekty specjalne w postaci trzęsącej się podłogi, stroboskopów, wiatru, spryskiwania wodą itp. Później krótka kontrola bezpieczeństwa (miły pan ochroniarz zagląda tylko do toreb/plecaków i jedziemy windą na górę. Z wieży rozpościerają się takie widoki na zatokę:

IMGP6987res

Niestety zarówno opera, jak i most nad zatoką są zasłonięte niemal w całości przez inne budynki.

IMGP6976res

Zwróćcie uwagę na centrum olimpijskie ze stadionami po imprezie, która miała miejsce trzynaście lat temu.

IMGP6989res

Powrót do Darling Harbour wykonałem zbaczając trochę z kursu, bo zauważyłem deptak tętniący życiem – to Pitt Street, gdzie odbywały się akcje protestacyjne różnych grup. Dookoła sklepy samych drogich marek.

IMGP6994res

Popołudnie zmienia się powoli w wieczór, a ja jeszcze chciałbym zobaczyć Muzeum Morskie – muszę się spieszyć, bo niewiele czasu zostało do jego zamknięcia. Muzeum oprócz zwieszania wystaw umożliwia zwiedzenie repliki słynnego statku kapitana Cooka – HMS Endeavour oraz dwóch okrętów wojennych – łodzi podwodnej HMAS Onslow i niszczyciela HMAS Vampire. Aby zwiedzić to wszystko trzeba się wyposażyć w tzw. duży bilet za 25 AUD.

IMGP7041res

Pierwszy wymieniony statek muzeum to dokładna replika HMS Endeavour, zbudowana na podstawie oryginalnych planów. Warto zobaczyć i przede wszystkim zwiedzić wnętrze, po którym trzeba chodzić pochylonym, bo oszczędzano miejsce na rzecz ładowni. Ciekawostką jest, że ostatni latający prom kosmiczny otrzymał swoją nazwę właśnie po tym statku. Mało tego, istnieje fizyczny łącznik tych dwóch maszyn – w promie kosmicznym umieszczono śrubę z kabiny kapitana statku – na szczęście.

IMGP7045res

Łódź podwodną można przejść wzdłuż całej jej długości wewnątrz – daje wyobrażenie w jakich warunkach musieli pracować podwodniacy. O ciekawostkach opowiadają pracownicy muzeum czekający na gości w różnych częściach statku. Nie inaczej jest w Vampire. Ciekawą sprawą jest, że został on wybudowany w stoczni, którą zwiedziłem dzień wcześniej.

Wewnątrz muzeum znajdują się wystawy związane z niemal każdą stroną marynistyki – od wielkich odkryć geograficznych, przez statki pasażerskie, kontenerowce, marynarkę wojenną, aż do poszukiwaczy skarbów. Muzeum postawiło na interakcję – można m.in. sprawdzić swoje siły jako operator wózka do przenoszenia kontenerów.

IMGP7131res

Mi osobiście bardzo przypadła do gustu oryginalna optyka z pierwszej latarni morskiej wybudowanej na Tasmanii. Dziś jest już tam latarnia elektryczna, ale to stare szkło robi wrażenie. Co ciekawe można ten mechanizm uruchomić – działa.

IMGP7141res

Darling Harbour cały dzień tętni życiem, jednak dopiero wieczorem zmienia się w miejsce pełne spektakli ulicznych performerów. Tutaj grupka chłopaków z Bronxu, prezentująca swoje show.

IMGP7158res

Po spektaklu zrobiłem jeszcze kilka zdjęć Darling Harbour w zachodzącym słońcu.

IMGP7160res

Nieopodal znajduje się Chinatown – jeżeli gdzieś w Sydney są dobre restauracje chińskie, to na pewno tu. Moją uwagę przykuła kolejka do pewnego okienka, gdzie sprzedawane były “kremowe ciasteczka cesarskie” 4 sztuki za 1 AUD. Skoro jest kolejka, to musi być dobre. Okazało się z rozmów z ludźmi, że stanęli w niej z tego samego powodu co ja ;) Jest kolejka – trzeba spróbować. Rzeczone ciasteczka są pyszne – ciężko mi opisać ich konsystencję – coś jak mięciutka w środku magdalenka, z lekko twardszą panierką. W środku krem waniliowy. Całość podawana na gorąco prosto z produkującej te ciasteczka maszyny. Polecam!

IMGP7213res

Wracam do Darling Harbour, a tam grupka dziewczyn niebieskimi wstążkami we włosach i z szarfami. Okazało się, że dziewczyny tak świętują w Australii wieczór panieński panny młodej (w niebieskiej sukience). Przy okazji możecie ocenić urodę Australijek ;)

IMGP7232res

Jak już zauważyliście, lubię zrobić też jakieś nocne zdjęcie miasta, w którym jestem. Oddaje inny klimat miejsca nocą, nie inaczej było tym razem – moją ofiarą miała być kaczka, więc siedziałem grzecznie czekając na ciemność. Nie ja jeden chyba wpadłem na ten sam pomysł, bo chwilę później wokoło mnie już był las statywów z aparatami.

IMGP7249res

Ale zaraz… niemożliwe, że wszyscy polują na kaczkę, coś jest na rzeczy, zwłaszcza że dookoła zatoki był już niezły tłum, i to nie tylko ludzi z aparatami. Były całe rodziny z dziećmi i ewidentnie wszyscy na coś czekali. I punktualnie o 21.00 się doczekali, a ja zaskoczony chwyciłem za aparat:

IMGP7325res

To kolejna odsłona festiwalu Sydney. Chyba byłem jedyną osobą w tłumie, która nie wiedziała co się święci, ale grunt to mieć szczęście :)
Pora spać, jutro lecę do Nowej Zelandii testując A380 Emirates.




Powered by GetYourGuide

Strony: 1 2 3 4


mleko

Komentarz(15)

  1. Super , Super wyprawa i relacja. Gdzie jadałeś i noclegi.

    Jaki przewodnik turystyczny użyłeś do złożenia swojej wyprawy ??

  2. Spiac w hostelu (w Australii srednio 150zl za lozko w koed pokoju), dwojki z mini lazienka od 300zl jak sie dobrze trafi, mozna zjesc basic sniadanie w cenie (platki, tosty, napoje, dzem, miod, marmite, kawa herbata), a takze czesto skorzystac z kuchni i to jest bardzo dobra opcja jesli ktos umie cos ugotowac, bo akurat jedzenie jest swietne, swieze ryby, owoce morza, fantastyczne steki, wino, sery, doskonale owoce i warzywa. Na miescie mozna zjesc basic lunch od 12-14 AUD (ok. 50zl), stek na Rocks’ach od 32 AUD (np. Phillips Foote). Jedzą BURAKI!!! i kiszone ogórki. Wielka radość. Noclegi warto rezerwowac z duzym wyprzedzeniem, są tańsze i wybór jest większy, rozwazyc opcję korzystania nawet z apartamentow do wynajecia (long term wychodzi taniej niz hostel, a warunki sa nieporownywalnie lepsze, robia swietne zdjecia, w realu roznie bywa). JEsli nocleg jest blisko lotniska – oplaca sie wziac taksowke, naprawde. Wyjazd z lotniska do Mascot (i jednoczesnie wyjazd ze strefy objetej Gate Pass) to jest ok 6 AUD wraz z oplata 3,50 za wyjazd z lotniska. bilet kolejowy do CEntrum ok. 3,60 AUD. Albo MyMulti. W NIedziele przejazdy za 2,50 AUD (doba) dla osoby doroslej w rodzinie. Wrocilismy w marcu. Pogoda juz duzo lepsza. WYnajem aut na NZ – szukajcie ‘relocation’ – mozna czasem znalezc auto za 1 NZD za dobe pod warunkiem, ze w ciagu np. 3-5 dni przewiezie się auto z miejsca a do b. Budget option, niektorym moze sie przydac. POlecam jucy rentals. Wynajem w australii duzo tanszy.

  3. Drogo, drogo, drogo. To jest najdroższy kraj w którym byłem z pozycji turysty.

    Co prawda udało się poza Sydney znajdować przyzwoite hostele po 25-30 AUD to nadal drogo. O zwyczajnym hotelu można zapomnieć. Aby się tanio stołować trzeba trochę się nachodzić i poszukać.
    Do tego ceny tego samego artykułu w sklepach mocno się różnią np puszka coca-coli normalnie od 2,5-3 AUD a udało mi sie znaleźć w Tesco za 1 AUD :-)

    Do tego w lutym / marcu 2013 pogoda była kiepska – deszcze, ulewy – trzeba jechać grudzień – styczeń.

    Ceny samochodów zawsze podają bez ubezpieczenia a ono kusztuję dodatkowe 40-60% ceny samochodu.

    PS. W Sydney tym razem bawił statek AURORA – “tylko” 10 pokładów i 270m długosci.

  4. imandra, dzięki za sprostowanie :-)

    Tubylec, masz oczywiście rację :-)

    Andre, noclegi po kolei:

    Sydney – YHA Railway Square
    Auckland – JUCY Auckland
    Queenstown – Haka Lodge
    Brisbane – City YHA
    Cairns – Northern Greenhouse
    Uluru – Lodge
    Sydney 2 – Sydney City Hotel
    Shanghai – Novotel Atlantis

    Jedzenie różnie, ale niestety na ogół fastfoody, bo restauracje były drogie i to bardzo :/

  5. Hej, świetna wyprawa. Powiedz mi jeśli to nie tajemnica jakim aparatem robiłeś zdjęcia, bo wyszły niesamowicie.

  6. kojanik,

    Dzięki. Oczywiście żadna tajemnica: Pentax k-r + kitowe obiektywy Pentax DAL 18-55 oraz DAL 50-200.

  7. Bardzo mi się podobała twoja relacja. Nie jest sztuką polecieć na drugi koniec świata – to kwestia kasy i odrobiny logistyki. Sztuką jest tak to opisać, by chciało się czytać !

  8. 95% kraju nie ma zasiegu. zasieg tylko w miastach i na glównych drogach. czasem trzeba przejechac 100 km zeby miec zasieg. leje. nie mozna WOGÓLE wysiadac z auta bo meszki. zawsze i wszedzie. leje. nazi department of tourism zabrania wszystkiego, wszedzie. spanie na dziko to bullshit – albo masa niemców, albo o 6tej rano przychodzi nazi i daje mandat. leje. depresja. kilo baraniny w sklepie 40 dolarów. surowej. gotowej do jedzenia nie ma. kilo czeresni 40 dolarów. leje. benzyna w cenie europy, dwa razy wiecej niz w australii. 4 razy wiecej niz US. leje. meszki. cale fjordy nie maja dróg, sa niedostepne. meszki. leje. komary i baki w arktyce to zero w porównaniu do meszek. leje. zeby znalezc miejsce na noc, trzeba pojezdzic ze 2-3 godziny, wszedzie ploty i zakazy. wszedzie!!!!! aplikacje z miejscami do spania wysylyja wzystkich niemców na malutkie parkingi na 5 aut, stoi sie drzwi w drzwi, jak przed supermarketem. jak sie stanie z boku, to mandat. leje. meszki. nie mozna zagotowac wody bo meszki. i leje. trzeba przeskakiwac wyspe z poludnia na pólnoc, albo wschód zachód zeby nie lalo. n.z. jablka po 5 dolarów za kilo. te same jablka wszedzie indziej na swiecie po 1.50 dolara. aftershave za 50 dolarów w normalnym swiecie tam kosztuje 180.
    wszystkie mosty sa na jedno auto, poza Auckland. miasteczka wygladaja tak: bank, china takeout, empty store, second hand ze starymi smieciami, empty store, china takeout, second hand, bank and so on – kompletny upadek i depresja. pierwszy raz w zyciu kupowalem w second handzie. wejscie na gorace kapiele 100 dolarów. dwa razy psychopaci zagrazali mojemu zyciu (wyspa pólnocna, srodek-wschód), jeden z shotgunem. policja to ignoruje.
    co by tu jeszcze? jest pare dobrych rzeczy, wymieniam zle, bo NIKT tego nie mówi. bardzo latwo zarejestrowac auto, ubezpieczenia nieobowiazkowe i tanie. przeglad co 6 miesiecy. w morzu sie nikt nie kapie, poza surferami, zimno, prady. meszki doprowadzaja do obledu.nie ma na nie sposobu. wszedzie mlodociane adolfki. tysiacami. supermarkety, maja ich 3, sa tak zle,ze nie ma co jesc. marzy sie o powrocie do swiata i normalnym jedzeniu. ogólnie marzy sie o normalnym swiecie, caly czas odlicza dni do wyjazdu . w goracych wodach maja amebe co wchodzi do mózgu. no chyba ze sie zaplaci 100 dolarów za wstep, to mówia ze nie ma ameby

  9. sprzedaz auta w n. zeelandii ? moze nie byc slodko:

    konczylem wakacje w n.z w marcu, czyli ichniej jesieni, w

    christchurch. oczywiscie chcialem sprzedac auto, kupione tanio i raczej

    parchate. kupione z zalozeniem, ze oddam je na zlom. za zlomy placa

    roznie, ale max. okolo 300 nzd, w duzych miastach. na dlugo przed

    momentem pozbycia sie auta szukalem wszelkich mozliwych sposobow

    sprzedazy. i klientow. miejscowi sa kompletnie dolujacy, na ogloszenie ?

    auto na sprzedaz ? zawsze odpowiadaja pytaniem czy auto jest wciaz na

    sprzedaz, a po odpowiedzi potwierdzajacej milkna. wszyscy. takie

    zboczenie narodowe. jedna niemka w swoim ogloszeniu napisala: tak, auto

    jest na sprzedaz, tak, auto jest na sprzedaz. na pewno wciaz dostawala

    pytanie, czy auto jest na sprzedaz. w miedzyczasie sprzedalem kola, na

    ktorych byly dobre opony, zamieniajac sie na lyse. probowalem sprzedac

    akumulator, jako ze mialem drugi, slaby, ktory juz nie chcial krecic po

    nocy z przymrozkami. ten slaby wystarczyl, zeby dojechac na zlom.

    zapomnialem, ze mam dobry bagaznik dachowy, i ze moge go sprzedac ? do

    dzis sie pukam w glowe. tak wiec sprzedawalem co sie dalo po kawalku.

    oczywiscie przy okazji sprzedazy wszelkiego sprzetu kampingowego i

    wszystkiego, co bylo sprzedajne. a w n.z., krolestwie shit,u, wszystko

    jest. w christchurch pojechalem na auto gielde dla backpackersow. po

    lecie, czyli na koniec sezonu, bylo tam kilkanascie vanow, wartych

    miedzy 6 a 15 tys. nzd. i nic innego. I ZERO KUPUJACYCH!!! zero.

    mniemniaszki, co to wylozyli taka kase na swoje autka, plakali, ze

    latwiej sprzedac auto na antarktydzie. a czego sie spodziewali kupujac

    auto? naiwne dzieci? nawet nie bylo tam sępow i naciagaczy, placacych po

    500 dolarow za auto. jest ich w tym kraju mnostwo, mnie tez podchodzili

    z tak kosmicznymi propozycjami, ze ja bym nigdy takiego oszustwa nie

    wymyslil. np. : zostaw mi auto i upowaznij do sprzedazy, a jak go

    sprzedam, to ci wysle kase gdziekolwiek w swiecie. i kilka innych, co

    juz nawet wole nie pamietac.

    konczac wakacje, chcialoby sie pozbyc auta w przeddzien wylotu. a to

    jest nieosiagalne, jesli chce sie sprzedac. jak sie sprzeda wczesniej,

    to trzeba , przez nie wiadomo ile dni, spac w hostelu. ( w ch.ch. noc w

    hostelu dochodzila do 100 nzd., w izbie zbiorczej troche taniej) wiec

    sie trzeba kisic w miescie, nie wiadomo po co, w syfie, tracic czas i

    pieniadze. bez sensu. a jak sie nie sprzeda? porzucic na parkingu przed

    lotniskiem? niektorzy to proponowali. ale 15 tys. nzd szlag trafia. tez

    bez sensu.

    dalem za swojego parszka 850 dollar, troche w nim musialem dlubac,

    przywiozlem sobie podstawowe narzedzia. musialem zmienic opony, bo

    zdarlem na szutrach do drutow. oczywiscie ze zlomu. tak ze dolozylem

    pare stow na rozne czesci. na zlom oddalem go za 300, za kola wzialem

    150. spalem w nim do ostatniej chwili, ze zlomu pojechalem prosto na

    lotnisko. ogolnie, nie wydalem na spanie ani jednego centa przez kilka

    miesiecy. oczywiscie wydalem na benzyne, bo zeby znalezc miejsce na noc,

    czasem trzeba bylo duuuuzo sie najezdzic.

    a adolfki z gieldy dla backpackers? nie mam pojecia, ale ich zalamane

    miny i wyparowana buta byly slodkie. tudziez ich glupota, bezdenny brak

    wyobrazni. das ist keine deutschland, menschen. angielski swiat nie

    dziala po niemiecku, a autka do oszustow po 5 stów! albo zostawione

    przed lotniskiem?.

Opublikuj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *