Home relacja Wietnam 2012 – relacja z podróży część 5 (dwa dni w Hue)
Wietnam 2012 – relacja z podróży część 5 (dwa dni w Hue)

Wietnam 2012 – relacja z podróży część 5 (dwa dni w Hue)

Czas na kolejną część relacji z Wietnamu – tym razem będzie to pierwszy dzień w Hue

Całą relację znajdziecie tutaj: KLIK

Ostatnia aktualizacja 2012.04.15: drugi dzień w Hue oraz koniec “Hue Festival 2012”

Aktualizacja 2012.04.14: Pierwszy dzień w Hue i Hue Festiwal 2012

Poranek w skrócie wyglądał tak: pobudka, śniadanie, wymeldowanie się.
O 7.45 pod hotel podjechał autobus, który miał nas zabrać do Hue. Po drodze zwiedziliśmy całe Hoi An, gdyż kierowca odbierał z hoteli jeszcze kilkanaście osób.
W trakcie wyjazdu z Hoi An coś zasyczało w podwoziu i autobus stanął. Kierowca raczej się tym nie przejął, wziął kombinerko-obcinaczki, kawał tektury i ruszył pod autobus. Po chwili już nie było syczenia i jechaliśmy dalej :)
Kilkanaście kilometrów za Da Nangiem mogliśmy przekonać się jak jeździ nasz kierowca. A jak jeździ? Dosyć specyficznie – szczytem było wyprzedzanie cysterny i tira jadąc pod stromą górkę, lewym pasem, na zakręcie w prawo…

W drodze z Hoi An do Hue:

Na szczęście jakoś dojechaliśmy :) Około 12.30 autobus zatrzymał się w centrum Hue. Ruszyliśmy do hotelu – mieliśmy do niego może z 800 metrów.
W Hue trafiamy na “Cho Mung Festival Hue 2012“, czyli ciąg imprez trwających w 2012 roku, z częściową kulminacją na okres naszego pobytu czyli 14-16 kwietnia.

Po zameldowaniu poszliśmy obejrzeć tereny Hue położone na północ od rzeki, czyli obszar Cytadeli i Zakazanego Miasta.
Wstęp kosztuje 55 000 VND i chyba obejmuje wszystkie budynki, albo po po prostu nie chcieli nam sprzedać więcej biletów:)

Samo Zakazane Miasto jest mniejsze, mniej bogate, mniej ozdobione, mniej różnorodne i mniej zachwycające niż Zakazane Miast w Pekinie, ale… muszą je zwiedzić i obejrzeć zarówno Ci, którzy byli w Zakazanym Mieście w Pekinie jak i Ci, którzy tam nie byli.

Zakazane Miasto w Hue przeżyło więcej przygód niż pekińskie i jest dosyć mocno (częściami) zniszczone. Przyczyniły się do tego zjawiska pogodowe (tajfuny i inny) oraz dwie wojny podczas których nawet doszło do walk na terenie Zakazanego Miasta.

W związku z wspomnianym festiwal na terenie Cytadeli można obejrzeć wiele wystaw fotografii czy dodatkowych atrakcji – jak na przykład ogród z mnóstwem drzewek bonsai.

Jest też (ponownie) polski akcent – jednym z odkrywców i osób pomagających podczas rekonstrukcji obiektów był polski architekt Kazimierz Kwiatkowski. Także ten sam Pan swoje palce maczał w My Son, gdzie odnalazł kilka obiektów i także pomagał przy “wydobyciu” innych.

Kilka zdjęć:



Dzisiaj po raz pierwszy od przylotu dopada nas zmęczenie – podobnie było w Chinach – też po 7-8 dniach przyszedł kryzys… pokonamy go dłuższym 2-3h niż zwykle snem :)
Wcześniej niż zwykle udajemy się do hotelu, po drodze zaliczając wizytę w supermarkecie CO.OPmarket oraz oczywiście uliczną zupkę tuż po hotelem.

Jutro wycieczka rowerowa do grobowców znajdujących się w pobliżu Hue. Rowery w Hue kosztują od 15 000 VND za dzień (25% taniej niż w Hoi An)

Poranna aktualizacja: jesteśmy po pysznym śniadaniu, m.in. z dostępnymi owocami passiflory oraz daniem z grzybkami mung. Niestety jak w Hoi An soki owocowe są chyba z kartonów, dodatkowo masakrycznie SŁODKIE!
Zmiana planów – ponieważ słońce wali niemiłosiernie, na rowery jedziemy jutro :)

Ostatnia aktualizacja 2012.04.15: drugi dzień w Hue oraz koniec “Hue Festival 2012”

Tym razem budzik dzwonił później – po 8.15 :) Poszliśmy na śniadanie – dostaliśmy pyszne owoce passiflory i nie tylko. Do wyboru były makarony i coś ala sajgonki z naleśnika.
Podczas śniadania uświadomiliśmy sobie, że jazda rowerem do grobowców o tej godzinie to nie jest dobry pomysł, gdyż słońce by nas wyprażyło do końca…
Zamiast wycieczki rowerowej postanowiliśmy sobie zrobić wycieczkę po mieście, a konkretnie po jego północnej cześć leżącej na północ od rzeki.

Stefcia wygrzebała w przewodnikach internecie kilka ciekawych ulic oraz jakieś targowiska – udaliśmy się na ich poszukiwania.
Oczywiście jak to u nas nie udało się – przy okazji po raz kolejny okazało się ile są warte mapki w przewodnikach…
Żadnej z ulic nie było tam gdzie miały być, a zamiast jednej ulicy (bodajże ze sklepami z wyszywanymi rzeczami) była jakaś jednostka wojskowa…
Jednak po drodze znaleźliśmy mnóstwo sklepów z pięknymi obrazami wyszywanymi jedwabnymi nićmi. Do tego wiele sklepów krawieckich, rowerowych, rzeźbiarskich np. robiących ołtarzyki itd.

Po drodze znaleźliśmy jednak handlową uliczkę, gdzie za 180 000 VND Stefcia kupiła ponad 4 metry bardzo ładnej żółtej tkaniny w kwiatki, którą przerobi na jakieś sukienki i bluzki i spodnie…

Nieopodal udało nam się odnaleźć swojskie targowisko, na którym wypatrzyłem ładnie wyglądające marchewki. Chęć ich (dokładnie jednej sztuki) zakupu oraz zabrania się do jej pałaszowania spotkało się z przyjaznym śmiechem ludzi na targowisku, a w momencie kiedy Stefcia zrobiła mi zdjęcie – praktycznie wybuchnęli śmiechem :)
Na tym samym targowisku udało nam się zjeść pyszny obiad – za wielką michę ryżu z mnóstwem dodatku (dwa rodzaje mięso, owoce morza, sosy i inne) przyszło nam zapłacić… 20 000 VND.

Przy okazji w okolicznej uliczce zorientowaliśmy się w cenach materiałów (lnu, satyny i innych).

W poszukiwaniu uliczki z wyszywanymi rzeczami dotarliśmy praktycznie na północny kraniec miasta. Postanowiliśmy wracać. Po drodze

wypiliśmy pyszny sok prosto z kokosa oraz za jedyne 5 000 VND wypiliśmy po Che, czyli wspomnianej wcześniej mieszanki fasoli,

orzeszków, mleczka sojowego i innych. Pychota!

Po drodze udało nam się znaleźć mini uliczkę jubilerską, na której najciekawszą rzeczą był jednak bardzo ładny ogród z rzeczką, mostkami oraz altanką. Idąc tak i oglądając wszystko w koło, napotkaliśmy wiele świątyń, których nie ma w przewodnikach, a uważamy za piękne dzieła.

Przypadkiem trafiamy też do dawnego domu Ho Chi Minha – można zobaczyć warunki w jakich żył oraz to jaki był niski :)

Ruszyliśmy na podbój muzeów. Na pierwszy strzał poszło Fine Art Museum nazywane też ROyal Anticts Museum – generalnie co przewodnik to inna nazwa – ba nawet znaki drogowe różnie nazywą to muzeum! Można w nich obejrzeć kolekcję starych przedmiotów powiązanych z terytorium Wietnamu. Wstęp kosztuje 22 000 VND.

Następnie “odkryliśmy” kolejny błąd na mapce – Lonely Planet pisze o “General Museum Complex”, które nie dosyć, że nie jest żadnym muzeum, to według ich mapki leży tam gdzie Royal Anticts Museum, a adres ma jeszcze inny…
Pod podanym adresem znajduję się za to… muzeum wojny składający z kilku czołgów, działek, helikoptera i samolotu.

Udajemy się na dworzec kolejowy celem nabycia biletów na pociąg. Po drodze odnajduje muzeum Ho Chu Minha (swoją droga – chyba każde większe miasto ma takie muzeum). Wstęp kosztuje raptem 10 000 VND.
W muzeum w Hue zobaczyć można przedmioty związane (czasami luźno) z życiem i działalnością Ho Chi Minha. Jest to bardzo ładne muzeum i polecamy je odwiedzić – oprócz zdjęć znajdziemy tam też listy Ho Chi Minha pisane z różnych okazji.

Docieramy do dworca. Kolejny błąd w Lonely Planet – podają, iż na trasie Hue-Da Nang pociągi kursują “hourly” czyli w wolnym tłumaczenia – co mniej więcej godzinę-dwie.
A jak jest w rzeczywistości? Pociągów jest 5 lub 6 (zależy od dnia), przy czym są one o bandyckich godzinach – koło 1 w nocy, 5

rano, 8 rano, 13 z groszami, przed 20 oraz jakoś w nocy ok 23.
Decydujemy się zostać noc dłużej w Hue i wyruszyć stąd pociągiem (numer SE1 trasa Hanoi-Sajgon) o godzinie 8.02. Bilety kosztuje 70 000 VND – tańsze są jedynie pociągi o 1 w nocy i 5 rano. Te kosztują 33 000 VND.

Już z biletami wracamy do hotelu, po drodze na ulicy “szkolnej” (jest tam chyba z 10 szkół) kosztujemy pysznej zupy za 20 000 VND. Miski są tak wielkie, iż z trudem udaje nam się zjeść zupę…

Wychodzimy na spotkanie z Osiekami – a razem z nimi udajemy się do znanego nam już supermarketu CO.OPmarket celem nabycia wody na

jutrzejszą wycieczkę rowerową oraz piwa na wieczór.
Następnie udajemy się do księgarni gdzie kupujemy mapę Hue, mini album ze zdjęciami z Hue, a także słownik wietnamsko-angielski.
Czemu wietnamsko-angielski? Ponieważ przyda się on do innego zakupu w księgarni – Stefcia zaopatrzyła się w dwie robótkowe książki :) Jak je znalazła? Wzięła słownik angielsko-wietnamski i pokazała słowa, które ją interesowały.

Podążając za tłumem trafiamy na… imprezę z okazji zakończenia festiwalu w Hue. Z tym festiwalem to niebywały fuks – nie dosyć, że

trafiamy w rok (2012), w miesiąc (kwiecień) to jest dokładnie w ostatni weekend festiwalu (14-15 kwietna). Niesamowite szczęście.
Impreza odbywa się tuż przed wejściem do cytadeli, na fragmencie murów obronnych oraz na specjalnie zbudowanej platformie na wodzie.
Uroczystość zaczyna się przemówieniem “jakieś” osobistości, na szczęście w końcu przychodzi pora na pokaz.
Czego tutaj nie było? Były fajerwerki, pokazy akrobatyczne, śpiewy, tańce, bębny, muzyka, a na koniec… wielki pokaz fajerwerków.

W tym momencie chciałem dodać kilka słów na temat Wietnamczyków – ich sport narodowy to przepychanie się w tłumie. Na moje

szczęście, a ich nieszczęście 99,99% z nich było mniejszych niż ja, więc jakoś im to przepychanie nie szło.
Nie jestem dobry w ocenianiu ilości osób, ale wydaje się, że było ich minimum kilkadziesiąt tysięcy!
Impreza kończy się tuż przed 22, wracamy do hotelu z tłumem w spokoju i bezpiecznie. Idąc przez most zobaczyliśmy zapalone świeczki na wodzie – były ich tysiące – w kwiecie lotosu, które puszczono na rzekę – przepiękny efekt!
Jutro poranna wycieczką po grobowców na południe od Hue.

P.S. Wybaczcie brak zdjęć dzisiaj, ale BARDZO mi się nie chce tym razem, rano wstajemy więc nie chce zarywać nocki, bo w dodatku net zaczął mulić i wgrywanie zdjęć zajęłoby chyba z 3 godziny…
Obiecuje dodać zdjęcia później :)

P.S.2 – Krowa żyje i ma się dobrze – ma nawet zdjęcia w armacie :)






mleko

Komentarz(12)

  1. Zachęcam jak macie czas do obejrzenia strfy zdemilitaryzowanej DMZ. Jak ktoś się tym interesuje jest fajnie i piękna przyroda wokół

  2. W Hue na ulicy obok bazaru sa doskonale sajgonki wlasnej roboty, dostaje sie papier ryzowy, miesko na patyku miske warzyw i sosik. Polecam i na dodatek tanioszka, tylko sie trzeba troszke potargowac ;)

  3. Czy możesz podać jakie są obecnie przeliczniki walut?
    Wybieram się za dwa tygodnie i nie wiem czy lepiej zabrać USD lub EUR czy wyciągać kasę z bankomatu co by mi najbardziej pasowało.

  4. EURo raczej nie masz po co brać – jak już to USD, to tutaj (zwlaszcza w Hoi An) taka druga waluta handlowa.
    Ja kupowalem USD w walutomat.pl i tutaj wymienialem na ding dongi.

    Z bankomatu narazie wyplacalem kase 2 razy – dzisiaj, wiec jeszcze nie mam rozliczonych transakcji, wiec ciezko mi podac ci kurs po jakim mi przeliczy wyplate.

    Dam znac jak tylko mi rozliczy transakcje

  5. 20780 VND za dolca. Zdecydowanie lepiej wziać USD. Z bankomatu bez problemu wyciagniesz kasę. Tyle że większość ma standardową prowizję od 20-40 tys. dongów (1-2 USD). Choć ja 2 razy znalazłem bez prowizji. Kursy akceptowalne. Trzeba tylko pamietać że zamiana dongów na dolary może być problematyczna wiec lepiej za dużo nie wymieniać. W hotelach też bez problemu mozna płacic USD. Trzeba też patrzeć jak przeliczają USD bo kombinują.

  6. Mam pytanie do osob, ktory zwiedzily wietnam.
    Ile byliscie w wietnamie i ile mniej wiecej ksoztowo wyglada taka wycieczka?

  7. Ja miesiąc na przełomie 2010/2011. Wyszło jakoś mniej więcej 2000 zł + przelot. W tych 2 tys przejazdy, noclegi i pierdoły, trochę ;> zakupów w Hoi An, kupa prezentów + Saigon -> Hanoi Jetairem.

  8. Ostatnio tak sobie liczyłem ile kosztowałby miesiąc życia w Wietnamie, zakładając, że siedzimy w jednym miejscu, dwa razy dziennie jemy duży posiłek i wypijamy 2 piwka, raz w tygodniu masaż, jakieś zakupy i owoce co kilka dni, ewentualnie raz w tygodniu mała wycieczka no i oczywiście hotel=1500 zeta.

  9. This takes time, patience and dedication, and is of the utmost importance.
    If you love the exotic and unusual then the bearded dragon will completely captivate your heart.
    Once this is right it should be easy to manage the temperature at the basking spot which should be 105f
    (41c) – the important word being ‘spot’.

Opublikuj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *