Home relacja Australia i Nowa Zelandia odcinek 2 (relacja czytelnika)
Australia i Nowa Zelandia odcinek 2 (relacja czytelnika)

Australia i Nowa Zelandia odcinek 2 (relacja czytelnika)

Marcin – jeden z naszych czytelników – w styczniu tego roku wybrał się w podróż do Australii i Nowej Zelandii. Postanowił też podzielić się z nami swoimi wrażeniami z podróży. Ze względu na objętość i ilość zdjęć relację podzieliliśmy na kilka części.
Serdecznie dziękujemy Marcinowi za relację i zapraszamy do lektury!
Odcinek 2 podzieliliśmy na trzy części: 1, 2 i 3

…jest to ciąg dalszy PIERWSZEGO ODCINKA relacji…

Dzień 7 SYD-AKL + Auckland

Jak nie dobrze jest wcześnie wstawać… to eufemizm słów które miałem na ustach przez cały ranek, dobrze że nikt dookoła nie mógł tego zrozumieć. Jedyne co tego dnia mnie pchnęło do przodu to chęć pierwszego spotkania z Emirates i ich A380. Przejazd pociągiem na lotnisko bezproblemowy, szybki i nieproporcjonalnie drogi w stosunku do pokonanej odległości 15 minut jazdy pociągiem za 14 AUD, PKP może im zazdrościć.
Emirates odprawia się na lotnisku Sydney na wyspie check-inów E, zajmuje całą jej stronę – odprawa na 11 stanowisk. 1 first, 2 business, 3 baggage drop-off, 5 economy.

IMGP7368res

Pani przy okienku średnio przyjemna. Paszport nie wystarczył, musiałem pokazać wydrukowany booking podróży oraz zostałem poproszony o pokazanie wydrukowanej podróży powrotnej – jak się okazało nawet w Nowej Zelandii nikt mnie na tę okoliczność nie przepytywał. Karta pokładowa w ręku, jeszcze tylko szybkie wypełnienie karty emigracyjnej, sprawna kontrola paszportowa i żegnamy się z Australią – ale na szczęście tylko na krótko.

IMGP7369res

Lotnisko w Sydney po stronie airside robi całkiem fajne wrażenie. Przede wszystkim jest wysoko, nie lubię lotnisk z niskim sufitem. Szybka wizyta w bramce, ludzi na prawdę bardzo dużo – w końcu A380. Zagadka – ile CC potrzebuje Emirates by obsłużyć A380?

IMGP7381res

Boarding będzie się odbywał za pomocą 4 skanerów kart pokładowych – dwa po lewej stronie są dla economy, dwa po prawej dla wyższych klas i pasażerów statutowych. W pierwszej kolejności zaproszone są rodziny z małymi dziećmi. Ja natomiast wykonuję jeszcze krótkie kółko po okolicznych bramkach, może stoi coś ciekawego? Niestety nie, no może poza B747-400 Thai w klasycznym malowaniu.

IMGP7385res

Jeszcze spojrzenie przez malutkie okienko nieopodal naszego gate’u, a tam rzeczywiście stoi Super Jumbo. W dodatku ze specjalną naklejką z okazji zdobycia przez Emirates miliona fanów na facebooku. To A6-EDE, numer seryjny 17, w służbie od ponad 4 lat.

IMGP7382res

Agenci w bramce ogłaszają boarding strefami, najpierw zaproszone są na pokład osoby siedzące w strefach C i F, mi przypadło miejsce 45K znajdujące się w tej drugiej, czyli na dolnym pokładzie w samym nosie maszyny. Po przejściu przez długi rękaw okazuje się, że boarding jeszcze nie został rozpoczęty – wszyscy grzecznie czekają w kolejce. Chwilę później jestem już na pokładzie.

IMGP7386res

Wnętrze całkiem przyjemne, w piaskowych odcieniach. Przede mną słynny już system rozrywki Emirates ICE (od Information, Connectivity, Entertainment).

IMGP7388res

Ciekawe wrażenia robią okna, co prawda są chyba standardowych rozmiarów, ale ściana samolotu jest bardzo gruba, a otwór okienny został tak wyprofilowany, że sprawia wrażenie większego niż jest w rzeczywistości. Wrażenie to potęguje ogromna zasłonka okna.

IMGP7390res

Dzisiaj polecimy na trasie z Sydney do Auckland.

IMGP7394res

System rozrywki oferuje kilka fajnych opcji – można oglądać obraz z 3 kamer zainstalowanych na zewnątrz samolotu i obejrzeć bardzo szczegółowe informacje o locie. Wyświetla się nawet kierunek i siła wiatru.

Boarding w miarę szybko został zakończony, a personel pokładowy od razu przystąpił do rozdawania gorących ręczników. Wszystkie dzieciaki na pokładzie dostały bardzo fajne pluszowe potworki – niemowlak siedzący w rzędzie nieopodal mnie był w niebo wzięty. Dodatkowo, kilka osób z personelu pokładowego co jakiś czas przechodząc obok niego, a to mu machało, a to robili głupią minę czy podawali rękę. Dzieciak się bardzo cieszył i widać, że lot był dla niego frajdą.

Pora zająć miejsca, i przygotować się do startu. Gdy samolot ruszył, pierwsze wrażenie to “jej, jaki on cichy”. Na prawdę, Dreamliner LOT-u się do niego nie umywa jeżeli chodzi o ciszę na pokładzie. Nie minęła chwila, i rozpoczął się serwis pokładowy – na początku zostały rozdane karty z menu śniadaniowym.

IMGP7407res

Do wyboru:
1. Omlet serowy ze szpinakiem, kawałki ziemniaka i połówka pomidora
2. Jajeczno-pieprzowa frittata z kiełbaską z kurczaka, pieczonymi fasolkami i pieczarkami
Zestaw obowiązkowy: zestaw owoców (ananas, melon, arbuz), croisant na ciepło, bułka, sok pomarańczowy, dżem truskawkowy i masło.

Ja wybrałem tę drugą opcję i wyglądała tak:

IMGP7412res

Chwilę później przejechał wózek z napojami. Na szczęście dostałem to co chciałem, bo na początku było małe zamieszanie, gdy okazało się, że tacki z opcjami do wyboru były oznaczone odwrotnie niż zostało o tym poinformowane CC, przez co część osób dostała nie to co chciała.
Wracając do jedzenia, dawno w samolocie nie jadłem tak dobrego posiłku. Na prawdę szacunek dla Emirates. Wszystko na mojej tacy było przynajmniej dobre. Na plus metalowe sztućce w economy.

Lot przebiegł mi błyskawicznie. Nie wiem jak to możliwe – przez cały czas miałem kontakt wzrokowy z którymś z członków załogi – w razie jakiejkolwiek potrzeby reagowali błyskawicznie. W czasie lotu słuchałem sobie w ICE kanału Emirates, który daje wybór wywiadów z różnymi osobami związanymi z Emirates. Prezes opowiadał o rozwoju portu w Dubaju i siatki Emirates (między innymi mówił o Warszawie), a panowie piloci prowadzili dyskusję A380 vs. B777 zakończone oczywiście hasłem “oba są fajne”.
Za oknami szybko pojawiła się Nowa Zelandia.

IMGP7415res

Załoga szybko przygotowała samolot do lądowania, ale nawet siedząc na swoich fotelach, nawiązywali kontakt z pasażerami na przeciwko. Steward siedzący przede mną opowiadał co warto zobaczyć w Auckland.

Miękkie lądowanie i Kia Ora New Zealand! A w zasadzie w Aotearoa! Na prawdę lot Emirates mi się podobał i jestem w stanie zrozumieć, że dla wielu jest to linia pierwszego wyboru. Przede wszystkim sympatyczna załoga pokładowa. Na moim rejsie rewelacyjna była szefowa pokładu, która o dziwo dla mnie pracowała w mojej sekcji economy. Uśmiech w ogóle nie schodził z jej twarzy. Wychodząc z samolotu mogłem po raz pierwszy zobaczyć go w pełnej okazałości.

IMGP7422res



Kontrole paszportowe i celne poszły nad wyraz sprawnie – po 40 minutach od lądowania byłem na zewnątrz terminalu.
Do centrum Auckland można pojechać AirBus Express. Bilet w dwie strony kosztuje 28NZD, a dystans do przejechania jest całkiem duży więc cena wydaje się być w porządku. Nocleg zarezerwowałem w Jucy Hotel, ale w ogóle go nie polecam – przynajmniej był tani.
Chwila na ogarnięcie się i w drogę, Auckland czeka. Mimo, że przez wielu jest uważane za stolicę NZ, nie jest nią. Jest to największe miasto tego kraju, mieści się północno-zachodniej części Wyspy Północnej pomiędzy Morzem Tasmana, a Oceanem Spokojnym. Temperatura trochę ponad 20 stopni, więc idealna do zwiedzania. Plan na dziś nie jest duży – zaczynam od spaceru obok Uniwersytetu, gdzie znajduje się ciekawa, stara zbudowa – poniżej zdjęcie sądu najwyższego.

IMGP7426res

Chodząc po mieście cały czas muszę na przemian chodzić pod górkę i z górki – to nowość w porównaniu do Australii. Mam wrażenie, że tu nie ma 2 punktów, do których droga prowadzi “po płaskim”. Ulice w tej okolicy są bardzo zielone, co cieszy oczy.

IMGP7430res

Spacer doprowadza mnie do Albert Park, w którym sporo osób spędza swój wolny czas. Miasto sprawia wrażenie wymarłego, na ulicach nie ma wielu ludzi. Po części jest to pewnie wina faktu, że dziś jest niedziela. Dodatkowo efekt wyludnienia na pewno wzmacniają wakacje, które w Nowej Zelandii są teraz w pełni.

IMGP7438res

W parku mimo chłodniejszego klimatu niż w Australii można znaleźć palmy. Centralnym punktem terenów zielonych parku jest fontanna.

IMGP7440res

IMGP7449res

Kolejny punkt na mojej trasie to najwyższy budynek w Auckland, oczywiście trasa wiedzie pod górkę ;) I oto on – mierzący 328 metrów Sky Tower.

IMGP7451res

Trasa do tej wieży biegnie główymi ulicami miasta, z której najważniejsza to Queens Street.

IMGP7453res

IMGP7461res

Po drodze przypadkowo zahaczam o Aotea Square otoczonego licznymi centrami handlowymi i kinami. Na placu znajduje się pomnik burmistrza Auckland – Robinsona Dove-Myera, którego poczynania doprowadziły do rozkwitu miasta w latach 60-tych XX wieku.

IMGP7475res

W końcu dotarłem do wspominanej wcześniej wieży, którą otwarto w 1997 roku. Dla żądnych wrażeń wieża oferuje oprócz tarasów widokowych dwie opcje – spacer w sprzęcie alpinistycznym po tarasie bez barierek na zewnątrz budynku oraz… skok z wieży. Nie byle jaki skok, bo nie jest to standardowe bungee – śmiałek jest przypinany za pomocą lin do bloczków, które przesuwają się po dwóch linach prowadzących zwieszonych z górnego tarasu widokowego na platformę obok wieży. Skoczek leci cały czas w spadku swobodnym, by na kilkanaście metrów przed platformą bloczki go wyhamowały do prędkości pozwalającej mu wylądować na własnych nogach. Inna sprawa, że nogi są wtedy tak miękkie, że nikt z tych, którzy skoczyli na moich oczach nie ustał lądowania.

IMGP7484res

Widoki z góry są fenomenalne – Auckland może nie jest najładniejszym miastem na Świecie, ale jest pięknie położone. Wjazd na wieżę kosztuje 25 NZD, za 3 dolary więcej można wjechać kilka poziomów wyżej, ale subiektywnie nie warto.

IMGP7495res

IMGP7498res

Po wizycie na wieży moje kroki kierują się do Viaduct Harbour, czyli mariny Auckland. Stanowi dom dla żeglarzy przybywających do Auckland, ważny ośrodek życia nocnego miasta oraz staje się miejscem budowy nowych apartamentowców.

IMGP7507res

Jest to także siedziba syndykatu Emirates Team New Zealand, który wygrywał wielokrotnie najważniejsze na Świecie Regaty o Puchar Ameryki.

IMGP7503res

Widok na Central Business District z mariny:

IMGP7510res

Wizja architekta jednego z apartamentowców:

IMGP7520res

Drogowskazy, by na pewno się nie pogubić w porcie.

IMGP7523res

Droga powrotna do hotelu wiedzie przez główny nadmorski deptak – Quay Street.

IMGP7537res

Podobnie jak w Sydney, miasto dużo zawdzięcza swojej zatoce. Bardzo ważne jest zapewnienie sprawnego transportu promowego, gdyż dla wielu mieszkańców jest to najlepszy sposób komunikacji. Główna przystań promowa doczekała się od władz miasta takiego budynku:

IMGP7554res

Dziś nie jest już wykorzystywany w sposób jaki był dla niego przewidziany, mimo że główna przystań miejska znajduje się tuż za nim. Aktualnie jest on siedzibą dla sklepów i restauracji.

Rdzennymi mieszkańcami Nowej Zelandii są Maorysi. Jest to lud wywodzący się z Polinezji, uważa się że zasiedlili Wyspę Północną w XIII wieku. Legenda głosi, że jeden z wodzów Maorysów przybył do Nowej Zelandii i nazwał ją Aotearoa, czyli Kraj Białej Chmury (stąd moje dzisiejsze przywitanie z Wami po przekroczeniu granicy tego kraju). Maorysi są znani ze swej charakterystycznej sztuki tatuażu, do której nawiązania znajdują się w wielu miejscach w Nowej Zelandii – chociażby Air New Zealand bardzo chętnie korzysta z motywów Maori. Wiele osób tu mieszkających ma rysy twarzy mniej lub bardziej podobne do maoryskich, zastanawiałem się jak Wam wyjaśnić te rysy, ale chyba najlepiej odda to ten znajdujący się na Quay Street pomnik:

IMGP7557res

Dodam jeszcze, że istnieje lista 100 zwrotów wywodzących się z maoryskiego, które wypada Nowozelandczykowi znać – chyba najpopularniejszym jest “Kia Ora”, tradycyjne powitanie tłumaczone jako “bądź zdrów”. Drugim najbardziej rozpoznawalnym jest haka, ale o hace będzie w następnym odcinku
Wróciłem do hotelu i padłem, ale w sumie zobaczyłem co było w Auckland do zobaczenia. Jeżeli ma się cały dzień (ja miałem pół), to spokojnie można całe miasto zwiedzić.






Strony: 1 2 3


mleko

Komentarz(7)

  1. Wspanialy artykul, bardzo przyjemnie sie go czyta i rzeczywiscie mozna sie wirtualnie przeniesc w te wszystkie miejsca. Czekam na wiecej! Gratuluje!

  2. diwa82, dziękuję :)

    Andre, przeczytałem Pascala, ale nie podobał mi się. Używałem głównie Tripadvisora i listy atrakcji w danych miastach – odhaczałem sobie co chcę zobaczyć i później układałem trasę w danym miejscu.

    Natalia, dziękuję :)

    ronaldingo, relacja była pisana na bieżąco w trakcie wyjazdu :) stąd tyle szczegółów :)

  3. n.z. 95% kraju nie ma zasiegu. zasieg tylko w miastach i na glównych drogach. czasem trzeba przejechac 100 km zeby miec zasieg. leje. nie mozna WOGÓLE wysiadac z auta bo meszki. zawsze i wszedzie. leje. nazi department of tourism zabrania wszystkiego, wszedzie. spanie na dziko to bullshit ? albo masa niemców, albo o 6tej rano przychodzi nazi i daje mandat. leje. depresja. kilo baraniny w sklepie 40 dolarów. surowej. gotowej do jedzenia nie ma. kilo czeresni 40 dolarów. leje. benzyna w cenie europy, dwa razy wiecej niz w australii. 4 razy wiecej niz US. leje. meszki. cale fjordy nie maja dróg, sa niedostepne. meszki. leje. komary i baki w arktyce to zero w porównaniu do meszek. leje. zeby znalezc miejsce na noc, trzeba pojezdzic ze 2-3 godziny, wszedzie ploty i zakazy. wszedzie!!!!! aplikacje z miejscami do spania wysylyja wzystkich niemców na malutkie parkingi na 5 aut, stoi sie drzwi w drzwi, jak przed supermarketem. jak sie stanie z boku, to mandat. leje. meszki. nie mozna zagotowac wody bo meszki. i leje. trzeba przeskakiwac wyspe z poludnia na pólnoc, albo wschód zachód zeby nie lalo. n.z. jablka po 5 dolarów za kilo. te same jablka wszedzie indziej na swiecie po 1.50 dolara. aftershave za 50 dolarów w normalnym swiecie tam kosztuje 180.
    wszystkie mosty sa na jedno auto, poza Auckland. miasteczka wygladaja tak: bank, china takeout, empty store, second hand ze starymi smieciami, empty store, china takeout, second hand, bank and so on ? kompletny upadek i depresja. pierwszy raz w zyciu kupowalem w second handzie. wejscie na gorace kapiele 100 dolarów. dwa razy psychopaci zagrazali mojemu zyciu (wyspa pólnocna, srodek-wschód), jeden z shotgunem. policja to ignoruje.
    co by tu jeszcze? jest pare dobrych rzeczy, wymieniam zle, bo NIKT tego nie mówi. bardzo latwo zarejestrowac auto, ubezpieczenia nieobowiazkowe i tanie. przeglad co 6 miesiecy. w morzu sie nikt nie kapie, poza surferami, zimno, prady. meszki doprowadzaja do obledu.nie ma na nie sposobu. wszedzie mlodociane adolfki. tysiacami. supermarkety, maja ich 3, sa tak zle,ze nie ma co jesc. marzy sie o powrocie do swiata i normalnym jedzeniu. ogólnie marzy sie o normalnym swiecie, caly czas odlicza dni do wyjazdu . w goracych wodach maja amebe co wchodzi do mózgu. no chyba ze sie zaplaci 100 dolarów za wstep, to mówia ze nie ma ameby

  4. sprzedaz auta w n. zeelandii ? moze nie byc slodko:

    konczylem wakacje w n.z w marcu, czyli ichniej jesieni, w christchurch. oczywiscie chcialem sprzedac auto, kupione tanio i raczej parchate. kupione z zalozeniem, ze oddam je na zlom. za zlomy placa roznie, ale max. okolo 300 nzd, w duzych miastach. na dlugo przed momentem pozbycia sie auta szukalem wszelkich mozliwych sposobow sprzedazy. i klientow. miejscowi sa kompletnie dolujacy, na ogloszenie ? auto na sprzedaz ? zawsze odpowiadaja pytaniem czy auto jest wciaz na sprzedaz, a po odpowiedzi potwierdzajacej milkna. wszyscy. takie zboczenie narodowe. jedna niemka w swoim ogloszeniu napisala: tak, auto jest na sprzedaz, tak, auto jest na sprzedaz. na pewno wciaz dostawala pytanie, czy auto jest na sprzedaz. w miedzyczasie sprzedalem kola, na ktorych byly dobre opony, zamieniajac sie na lyse. probowalem sprzedac akumulator, jako ze mialem drugi, slaby, ktory juz nie chcial krecic po nocy z przymrozkami. ten slaby wystarczyl, zeby dojechac na zlom. zapomnialem, ze mam dobry bagaznik dachowy, i ze moge go sprzedac ? do dzis sie pukam po glowie. tak wiec sprzedawalem co sie dalo po kawalku. oczywiscie przy okazji sprzedazy wszelkiego sprzetu kampingowego i wszystkiego, co bylo sprzedajne. a w n.z., krolestwie shit,u, wszystko jest. w christchurch pojechalem na auto gielde dla backpackersow. po lecie, czyli na koniec sezonu, bylo tam kilkanascie vanow, wartych miedzy 6 a 15 tys. nzd. i nic innego. I ZERO KUPUJACYCH!!! zero. mniemniaszki, co to wylozyli taka kase na swoje autka, plakali, ze latwiej sprzedac auto na antarktydzie. a czego sie spodziewali kupujac auto? naiwne dzieci? nawet nie bylo tam sępow i naciagaczy, placacych po 500 dolarow za auto. jest ich w tym kraju mnostwo, mnie tez podchodzili z tak kosmicznymi propozycjami, ze ja bym nigdy takiego oszustwa nie wymyslil. np. : zostaw mi auto i upowaznij do sprzedazy, a jak go sprzedam, to ci wysle kase gdziekolwiek w swiecie. i kilka innych, co juz nawet wole nie pamietac.
    konczac wakacje, chcialoby sie pozbyc auta w przeddzien wylotu. a to jest nieosiagalne, jesli chce sie sprzedac. jak sie sprzeda wczesniej, to trzeba , przez nie wiadomo ile dni, spac w hostelu. ( w ch.ch. noc w hostelu dochodzila do 100 nzd., w izbie zbiorczej troche taniej) wiec sie trzeba kisic w miescie, nie wiadomo po co, w syfie, tracic czas i pieniadze. bez sensu. a jak sie nie sprzeda? porzucic na parkingu przed lotniskiem? niektorzy to proponowali. ale 15 tys. nzd szlag trafia. tez bez sensu.
    dalem za swojego parszka 850 dollar, troche w nim musialem dlubac, przywiozlem sobie podstawowe narzedzia. musialem zmienic opony, bo zdarlem na szutrach do drutow. oczywiscie ze zlomu. tak ze dolozylem pare stow na rozne czesci. na zlom oddalem go za 300, za kola wzialem 150. spalem w nim do ostatniej chwili, ze zlomu pojechalem prosto na lotnisko. ogolnie, nie wydalem na spanie ani jednego centa przez kilka miesiecy. oczywiscie wydalem na benzyne, bo zeby znalezc miejsce na noc, czasem trzeba bylo duuuuzo sie najezdzic.
    a adolfki z gieldy dla backpackers? nie mam pojecia, ale ich zalamane miny i wyparowana buta byly slodkie. tudziez ich glupota, bezdenny brak wyobrazni. das ist keine deutschland, madchen. angielski swiat nie dziala po niemiecku, a autka do oszustow po 5 stów! albo zostawione przed lotniskiem?.

Opublikuj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *